Kilka dni temu trzecią kadencję gospodarza Krakowa rozpoczął Jacek Majchrowski. Jest to niewątpliwy sukces, do którego walnie przyczynił się kontrkandydat z drugiej tury ze swoimi nazbyt futurystycznymi planami. Sukces co najmniej taki, jak przedstawienie mieszkańcom utraty praw do organizacji Euro 2012 jako niebywałe osiągnięcie na miarę królewskiego miasta. Podobne zadufanie w magię Krakowa da się zauważyć słuchając wypowiedzi prezydenta na temat komunikacji publicznej i indywidualnej. Nowych ulic bliżej niż 8 kilometrów od Rynku nie opłaca się budować, nawet projektować. Nie są potrzebne, bo mamy jedną z najlepszych na świecie komunikację zbiorową, której wystarczą wąskie uliczki i stare tory.
Tyle propagandy, którą w przeciwieństwie do meczów mistrzostw Europy musimy oglądać na żywo i codziennie stwierdzać, jak wiele jeszcze jest do zrobienia. Czy to złośliwe prawo Murphy'ego, że zawsze mój autobus lub tramwaj są przepełnione? Pozycja Krakowa w cytowanym raknkingu to efekt kilkunastoletniej polityki MPK. A to właśnie ludzie prezydenta Majchrowskiego organizując przetarg na gazową komunikację przyszłości zatrzymali proces odnowy taboru MPK. Kariera PTS w zbiorkomie mogłaby być treścią książki Lema, którego też prezydencka propaganda dotknęła czyniąc patronem jednej z bardziej bezsensownych inwestycji ostatnich lat.
Pomimo upływu lat nadal nie wiemy czy lepiej się przesiadać czy jeździć rzadziej w bezpośrednich relacjach. Niektóre linie aglomeracyjne docierają do centrum, niektóre do dworców przesiadkowych. Część dworców przesiadkowych nie funkcjonuje, przez co potencjał tramwajów jest tam niewykorzystany. Z kolei na innych ciągach tramwajowych brakuje juz przepustowości. Taboru tramwajowego brakuje już wyraźnie od uruchomienia linii do Płaszowa. Nie przeszkadza to jednak w dublowaniu ich przez autobusy. Chociaż patrząc na bardzo wygodne w przesiadkach rondo Mogilskie nie ma się co dziwić takiemu rozwiązaniu wspierającemu obie płaszczyzny komunikacji zbiorowej.
Nie widać żadnego kompleksowego pomysłu na Krowodrzę Górkę, przeciążone Bronowice, szlaki łączące Nową Hutę z centrum czy chaotyczne marszruty w Płaszowie. To nie linia 12 jest problemem, ale brak planu rozwoju komunikacji zbiorowej na kilka lat do przodu. Ciąży to jak brak planów zagospodarowania przestrzennego i skutkuje doraźnymi decyzjami nie tworzącymi w żaden sposób spójnego systemu. W 2011 roku wydatki miasta zbliżą się bardzo niebezpiecznie do dyscypliny budżetowej. Konieczne jest więc obejrzenie każdej złotówki od 1 stycznia wydanej na transport, bo doraźne cięcia tylko ten chaos potem pogłębią.
Dzisiejsze korki, nowe inwestycje w trasy tramwajowe oraz powstające nowe cele podróży po mieście wymagają reformy na miarę 1999 roku, poprzedzonej rzetelną dyskusją na argumenty, a nie demagogiczne okrzyki. To nie grupa krzykaczy powinna decydować o likwidacji 12 czy powstaniu 522, ale kompetentne osoby na podstawie dialogu z mieszkańcami. Honor urzędu prezydenta Krakowa tego wymaga.
2010-12-11
mouset