Kończy się kolejny rok, w którym słuchaliśmy o wzmocnieniach komunikacji miejskiej, ilości powstających nowych linii, planach co do powstania metra, likwidacji białych plam pozbawionych dotąd zbiorkomu.
A jak było w naszej ocenie?
Oczywiście jednoznaczne pogorszenie oferty transportu zbiorowego. Rozmnażanie linii odbywa się jak u prymitywnych stworzeń, czyli przez podział. Dodatkowo podziały służą temu, aby wypączkowaną wersję można było gładko zawiesić podczas świąt czy ferii, co zresztą niedawno miało miejsce. Wzmocnieniu nie uległa w ciągu roku żadna linia, ponieważ stali pasażerowie pamiętają pierwotne częstotliwości swoich linii. Obrona Częstochowy, aby utrzymać numerację linii 50 i 52 budzi śmiech na sali, bo ani nie poruszają się obie po nowowybudowanych dla KST trasach, ani nie kursują obie co 5 minut, o taborze nie wspominając. Podobnie śmieszna, ale już mniej z racji wydanych publicznych pieniędzy jest teoretycznie obowiązująca identyfikacja wizualna pojazdów komunikacji miejskiej. Dostawa pojazdów Mobilisa, przy nowym kontrakcie, jednoznacznie pokazała, że jej zapisy można wyrzucić do kosza. Podobnie wyrzucono publiczne pieniądze (a jak wiemy ZTP non stop podnosi w tej kwestii larum) na jej napisanie tyle, że nie do kosza, a do czyjejś kieszeni, zapewne której właściciel jest obeznany z komunikacją. Dlatego tym bardziej cięcia w komunikacji zbiorowej dokonywane przy każdej okazji są jawnym naigrywaniem się z pasażerów-klientów opłacających to przedsięwzięcie. Nie widać, aby za ową gospodarność był ktokolwiek odpowiedzialny, a pojazdy nadal są rodem z Kolorowego Świata Pacyka.
Gdy jesteśmy przy finansach trudno nie zauważyć znów podnoszonego argumentu o deficycie, konieczności cięć jak i podwyżek biletów. Te ostatnie są szczególnie pod lupą społeczeństwa, ponieważ po ostatniej podwyżce ceny biletu aglomeracyjnego obejmującego też kolej szybko mieszkańcy dostrzegli, że ta sama usługa w wydaniu stołecznym kosztuje prawie 35% mniej, a oferta Warszawy wypada jak porównanie aglomeracji Krakowa z Tokio. Likwidacja białych plam to nowe, tegoroczne hasło mające przykryć indolencję ZTP. Plamy likwidują bowiem głównie minibusowe linie dowozowe, skąd inąd od dawna potrzebne i mające sens w osiedlach, gdzie buty stanowiły jedyny środek lokomocji - większe pojazdy wskutek opieszałości przy planowaniu przestrzennym nie miały szans wjechać. W miejsce peryferyjnych białych plam powstają plamy i wyrwy na głównych ciągach komunikacyjnych. To jak postąpiono z organizacją zbiorkomu zwłaszcza tramwajowego przy Kombinacie i na Mistrzejowicach jest zwyczajnie skandaliczne. Nie ma się co dziwić, że linią 16 nikt nie jeździ, skoro jest ona ofiarą sknerstwa urzędniczego przy każdej okazji. Powstająca nowa trasa tramwajowa już rodzi wiele wątpliwości: czy szesnastka pojedzie nią do centrum (aż się prosi, aby stanowiła też wtedy alternatywę dla Pleszowa i linii 502), czy też nową trasą pojadą tramwaje do Wzgórz do nowiutkiego centrum przesiadkowego (bardzo wskazane!)? Do Szpitala Rydygiera już wiemy, że nie - nikt przez tyle lat na to nie wpadł, tak jak nie wpadł na rozjazdy w kierunku Bieżanowa od Kurdwanowa. Co więcej, torów dla propagandowego numerka 52 na Makach czy torowiska pomiędzy Podchorążych a Cichym Kącikiem nikt również nie uwzględnił. Ludzie odpowiedzialni za ten brak pomysłu na rozwój krwioobiegu Krakowa nadal pracują i mają się dobrze.
Z perspektywy 11 milionów pasażerów na lotnisku, wielkiego odwoływania się do rozmaitych tradycji i miast europejskich tego typu problemy są wręcz prymitywne i stanowiące wraz z wyrwaną z kontekstu Trasą Łagiewnicką kwintesencję ćwierćwiecza rządów Jacka Majchrowskiego. Rozwój Krakowa nie odbywa się dla mieszkańców, bo gdyby tak było to stawiano by na komunikację miejską za wszelką cenę, a problemy na osiedlach związane z logistyką stanowiłyby priorytet. Efekty bezmyślności i tego, że bizantyjski magistrat właściwie za nic nie bierze odpowiedzialności oglądamy od dwóch tygodni na osiedlu Piastów, a ze zdwojoną siłą obejrzymy je tamże 7 stycznia. Wspomniane likwidowane białe plamy to bardzo często zaniedbania ostatnich 20 lat, czego doskonałym przykładem są Kliny. Urzędnicy, od lat kreujący widoczny obraz zbiorkomu, podliczają tylko straty. Wciąż sugerują podwyżki i dopłaty nie patrząc na to, że podawana za przykład Warszawa, przy wyższych kosztach stałych, po prostu lepiej zachęca do korzystania ze zbiorkomu. A presja płacowa kierowców jest wszędzie taka sama. U nas odpowiedzialne za to osoby tkwią dalej w biurach, a mentalnie w czasach, gdy ustalenie przystanku trwało latami. Dlatego też komunikacja aglomeracyjna tak wygląda, że styk gmin jest największą ze wspomnianych białych plam. Dokonana podwyżka i planowana sugeruje, że gminy mają ze swoich budżetów dopłacić do deficytu krakowskiej komunikacji. A czy ktoś widział nowy P+R oddany w ostatnim roku? Ten na Górce stoi nadal w fazie wykończenia, za chwilę będą naprawiane zniszczenia nieoddanego jeszcze kompleksu.
Inny przykład to szpitalnictwo, obserwując w ostatnim roku zalew petycji i dantejskie sceny pod szpitalem uniwersyteckim trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nikomu na dojeździe i klientach, którzy zakupią bilet, nie zależy. Z tego samego powodu, planowane metro mające zataczać es-flores w pobliżu budowanej z mozołem linii do Mistrzejowic, która będzie ze sknerstwa obsługiwana co najwyżej dwiema, trzema liniami wydaje się projektem wybitnie amatorskim i potwierdzającym brak zdolności w planowaniu osób za to odpowiedzialnych. Jeziora niestety nie damy rady przesunąć - "choć mąż jest z zawodu dyrektorem" - więc do wlotu wykopanego właśnie w pobliżu ulicy Młyńskiej nagniemy rzeczywistość.
Nie wyzłośliwialibyśmy się, ale całość ważnego dla całego miasta systemu transportowego śmieszy, tumani, przestrasza, gdy słyszymy o 11 milionach pasażerów na lotnisku, podczas, gdy brak odpowiedniego systemu daje szansę każdej mgle unieruchomić tygrysa turystyki. Ponadto: żenujące spory o dojazd i taryfę z lotniska, kursujące rzadko tramwaje i autobusy z cenami biletów okresowych bijącymi na głowę stolicę ze świetnym wsparciem kolei w mieście. Do tego rzekoma troska o indywidualnych klientów, którzy od 70 roku życia nie płacą za podróż, a i tak nie korzystają np. podczas zakupów z komunikacji zbiorowej. Przy tej mizerii dochodzi planowanie strefy czystego transportu, która z założenia ma wyeliminować nie tylko auta pozanormatywne w emisji spalin, ale też promować ekologiczne formy przejazdu po mieście. Przedszkolaki, które oglądały porównanie na ulicy Lema autobusu elektrycznego z setką samochodów widzą tę hipokryzję, gdy dziś jako pracujący lub studiujący podróżują swoimi samochodami i często podkreślają, że inaczej po prostu się nie da. Strefa to też regulacja liczby samochodów, co jest szczególnie ważne z uwagi na płynność ruchu zanieczyszczenia z oleju i opon. Tych samochodów jest po prostu więcej, tyle że ze znaczkiem przewozu osób, bo z taksówkami niewiele mają wspólnego. Niejednokrotnie przy imprezach miejskich stada tych pojazdów blokują tramwaje i buspasy. Aż dziw, że nikomu nie zależy na pozyskaniu tych klientów, tym bardziej, że ceny przewozów są coraz wyższe, bo regulowane sytuacją rynkową, a nie przez bezradnych radnych. Za niegospodarność też należy uznać sytuację z punktem obsługi pasażerów na Podwalu. Tłumaczono to kosztami i wręcz prawie darmową nową lokalizacją na Górce Narodowej. Minął listopad i co możemy zobaczyć na dawnym punkcie? Lokal można wynająć od... MPK. Działalność spółek komunalnych jednak nie jest nakierowana na służenie mieszkańcom, przyzwyczaił nas do tego Jacek Majchrowski. Liczymy, że w nowym roku zmieni się to podejście, bo szukając oszczędności może warto zacząć od najbliższych urzędowi podmiotów. A niegospodarne i nieudolne osoby usiłujące przetrwać na miejskim wikcie po prostu usunąć, tak jak dyrektora szpitala za niegospodarny zakup cygar i pokrętne oddawanie za nich pieniędzy, gdyz kwoty dużo wyższe przeciekają wielu osobom w miejskich instytucjach przez palce.
Panie Prezydencie, odwagi w Nowym Roku!
Dla nas wszystkich!
2024-12-31
mouset
2024-11-30 (autor: Mouset)
2024-10-31 (autor: Mouset)
2024-09-30 (autor: Mouset)