Mija rok odkąd Aleksander Miszalski objął urząd Prezydenta Miasta Krakowa. Jaki był to rok w komunikacji miejskiej - wszyscy wiemy. Rok regresu, wskutek oszczędzania czy raczej konieczności oszczędzania, oczywiście wynikającej z rozrzutności poprzednika, jak podała prasa. Niemniej naszym skromnym zdaniem w ostatnich miesiącach o wpływy z komunikacji nie zadbali ani urzędnicy odpowiedzialni za jej ofertę (czytaj pozyskanie klientów), ani radni nie urealniając cen biletów, ani opłat parkingowych z wprowadzeniem niedziel włącznie. Tygrys turystyki słynie z możlliwości pospacerowania w niedzielę wśród rzędów aut szukająch miejsc przeplatanych stadami taksówek. Nasza ulubiona jednostka miejska oczywiście widziała w ostatnich 12 miesiącach sporo sukcesów jak rozszerzenie umowy i zwiększenie pracy przewozowej przez Mobilis. Niestety od tej chwalebnej zmiany mija 6 miesięcy, a nadal oglądamy stare pojazdy tej firmy, bo nowych albo jeszcze nie ma, albo nie ma ich gdzie tankować. Ot, taki obyczaj handlowy z kupowaniem bubla. Innym aspektem pozornego zwiększania wydatków są ordynarne cięcia. Niczym Maria Antonina w sprawie chleba, ZTP przemówił do mieszkańców Mistrzejowic w sprawie braku tramwaju, aby szanowni mieszkańcy korzystali z autobusów. Tym to sprytnym sposobem linii 16 nadal nie ma, choć spełniałaby ważną funkcję w coraz bardziej zakorkowanej Nowej Hucie, dziewiątka kończy pod Rydygierem, a pustawa czternastka zawraca - że tak złośliwie ujmiemy - na lusterka.
Znowu pojawiły się zatem narzekania na linię 139, które grzęźnie w korkach wywołanych też otwarciem obwodnicy, a pełni też rolę "zatramwaju". Kompletnym nieporozumieniem jest sytuacja na odcinku Obrońców Krzyża pomiędzy teatrem a Arką, gdzie parkowanie wokół placu paraliżuje pojazdy komunikacji miejskiej. Tu chyba miasto może postawić na proste i skuteczne rozwiązania, skoro wysmarowało dalej esy-floresy dla autobusów? Jak pamiętamy m.in. z tego powodu przy mniejszym obciążeniu uwalono trasy linii 163 i 193. Kadłubkowe ich wersje już nie cieszą się popularnością w takim stopniu. To tak jak na wspomnianym placu kiosk z wędliną zamykanoby godzinę wcześniej widząc wężyk kolejki. Być może też dlatego nikt sobie nie zawracał głowy egzekwowaniem realizacji kontraktu przez Mobilis. Trzyma się jeszcze linia 123, choć o skali oszczędności i zarazem dziadostwa, świadczy lista kursów linii do wzmocnienia, licząca raptem 7 pozycji, która wymagała obmyślenia sfinansowania. Smaczku sprawie dodaje, że chodziło o lufty rzędu 40 minut około 5-5.30, gdy jednak sporo osób podróżuje nie dla przyjemności.
W ostatni weekend na Dniach Ziemi Pan Prezydent znów postawił na dialog. Wydział dialogu, namioty dialogu, małe dialogi, skrzynki dialogowe itp. inicjatywy będą nam towarzyszyć w urządzaniu miasta. Niestety nie idzie w parze owo stawianie na dialog na przykładzie projektowania tramwaju na Kliny. Jest to raczej monolog, gdyż urzędnicy oznajmili ostatnio, że do rozważań dalszych przechodzą trzy warianty, z których każdy zaczyna się na Czerwonych Makach. Przeraża fakt, że widoczny każdego dnia błąd z brakiem linii tramwajowej wzdłuż Trasy Łagiewnickiej jest powielany w skali makro na wiele lat. Nie bierze się pod uwagę, ani ulicy 8 Pułku, ani Borku Fałęckiego tworząc tym samym następny koszmarek komunikacyjny w postaci długiej linii bez możliwości zaplanowania alternatywnej trasy. Wszystko drożeje, ale nie stać nas na takie dziadowskie projekty. Może warto zaoszczędzić na Wydziale Dialogu, skoro w ważnej sprawie mieszkańcy głosu i tak nie mają?
Faktem dokonanym jest też rezygnacja bez dialogu z linii tramwajowej przez Szpital Uniwersytecki do Rżąki. Największa w Polsce lecznica, otwarta już 6 lat temu, bez układu drogowego początkowo, powinna być priorytetem w obsłudze komunikacyjnej, tymczasem widzimy coraz większy bubel, by nie użyć innego słowa na "b". Warto zaznaczyć, że po sąsiedzku od lat pracuje ponadregionalny Uniwersytecki Szpital Dziecięcy. Relacje pracowników, pacjentów przypominają jakieś obrazki rodem ze zdziczałych giełd lat 90-tych albo Stadion X-lecia w stolicy przed przebudową. Przed 7 rano (!) nie ma miejsc do parkowania w obu lecznicach, w hallach obu instytucji wiszą petycje o zwiększenie liczby autobusów, na które nie ma pieniędzy, bo oczywiście najprostszy sposób jaki widzi ZTP to podjeżdżanie jeden przystanek z węzła Prokocim Szpital. W przypadku takiego przepływu ludzi rzecz nierealna, bo przesiadka na tym skrzyżowaniu to udręka. Wygląda więc na to, że dysfunkcja zarówno instytucji, jak i komunikacji, która otrzymałaby zastrzyk pieniędzy z biletów będzie trwać. Podobnie trwać będą dzikie parkingi na okolicznych łąkach, które za chwilę staną się teren Collegium Medicum. Co wtedy? Linie autobusowe co 5 minut? Te plany są znane, bez tramwaju będzie to oaza dziadostwa większa niż aeroport. Wiemy, że brakuje chętnych na zbudowanie parkingów P+R, ale to nie oznacza, że trzeba rezygnować z tak ważnego potoku pasażerskiego.
Patrząc na powstanie rejonu, do którego dziennie dociera lub docierać będzie 10-15 tysięcy osób to może warto zaprojektować metro tak, aby łączyło ten rejon, prowadząc ruch do centrum wzdłuż ciągu z ogromną ilością autobusów, który dowodzi na co dzień swoim obciążeniem zapotrzebowania na komunikację. Śmieszny jest fakt publikowania pierwszych rysunków stacji metra, gdy nie znamy jego trasy. W przeciwieństwie do terenów Prokocimia teren AGH jest doskonale strzeżony z dostępem parkingowym i wbrew pozorom nieźle otoczony liniami komunikacyjnymi. Brakuje kropki nad "i" czyli połączenia Podchorążych z Cichym Kącikiem. Na tle innych naprawdę niedroga inwestycja, a dająca alternatywne trasy i wzrost klientów, wpływów z opłat. Od lat nie wiadomo dlaczego nie ma konkretnych działań w jej planowaniu.
Kilka dni temu obchodzono Święto Bożego Miłosierdzia. Z przyjemnością patrzy się na perony, przejścia i samą Trasę Łagiewnicką. Niestety ta wielomilionowa inwestycja jest potrzebna okazyjnie. Planowanie Klinów i codzienność "szpitalnej dzielnicy" uderzają kontrastem wobec nowoczesnej, a jakże pustej trasy obok kościelnych sanktuariów, do których pielgrzymi mogą dotrzeć zarówno tramwajem, pociągiem jak i autokarami, które mają ogromne place. W tym zakresie polityka miasta wobec szpitali zadziwia krótkowzrocznością i zaniechaniami. Nawet miejski szpital na osiedlu Na Skarpie ma co chwilę zmniejszaną ofertę, a to linia 16, a to linie 123, 163, na których nie ma pieniędzy nawet na jeden dodatkowy kurs. Postępująca laicyzacja też zbiega się z tym, że nowoczesny węzeł komunikacyjny funkcjonuje pełną parą, gdy czasy wielotysięcznych potoków do Łagiewnik minęły. Nawet w tym miejscu trudno nie zauważyć dotkliwego zaniechania czyli braku skrętu z Nowosądeckiej w Wielicką. W październiku tego roku minie ćwierć wieku, gdy oddano trasę na Kurdwanów. Dotąd nie znaleziono czasu, aby zapisać kilkaset metrów torów w budżetach miasta mającego do niedawna dwie miejskie telewizje.
Za kilka miesięcy ruszy tramwaj do Mistrzejowic, już na etapie startu widać, że potrzebny jest łącznik wzdłuż ulicy Lema oraz wyremontowanie trasy do dawnej Walcowni. Zanim powstanie formalny P+R znajdą się klienci komunikacji miejskiej na nieformalny, właśnie przy Mrozowej. Infrastruktura musi nadążąć za rozwojem Krakowa. Nie musi to być metro. Spacerując po Zabłociu koszmarnie wypchanym samochodami zastanawia fakt, dlaczego nikt nie stawia tu na komunikację zbiorową mając do dyspozycji już ogromną flotę autobusów elektrycznych. Za chwilę ruszy lawina budów na Prądniku Czerwonym wraz z nowym węzłem przesiadkowym, koleją. Już warto myśleć o połączeniu Górki Narodowej przez Redutę i Strzelców z linią mistrzejowicką. Zestawiając koszty metra z potrzebnymi już teraz inwestycjami nie widać sensu wydawania tak ogromnej ilości pieniędzy na coś co pojedzie do wyludniającego się centrum po trasach linii 4, 129, 501, 502, które są systematycznie podcinane (zaraz ludzie zapomną co ile 502 kursowało przed budową tramwaju). Zwykle metro powstaje na najbardziej obciążonym kierunku, a tu jednak marszruty są mocno rozbieżne. Chyba, że w tunelach pojawią się taksówki :) Jako podatnik nie chciałbym oglądać pustawych peronów i pociągów jak w święto w Łagiewnikach. Jako pasażer chciałbym dojechać komunikacją zbiorową do szpitala, poradni, pracy w ludzkich warunkach i to już teraz, a nie słuchać o konieczności oszczędności podczas, gdy na popularnych kierunkach pojazdy są zatłoczone.
Nie warto Panie Prezydencie starać się zostać włodarzem, który metrem zapisze się w historii, bo ten kredyt będą spłacać nasze wnuki. Może doradcy wiedzą lepiej, ale miejsca opisane wyżej są codziennym poligonem udręki i walki mieszkańców. Warto zestawić koszty zaledwie kilku kilometrów brakujących torów tramwajowych z kosztami metra i zyskami, które bardzo łatwo można zdyskontować także w mediach społecznościowych. Wielkie plany czasami warto odłożyć zwłaszcza, że niekorzystne zmiany demograficzne, własnościowe, podatkowe mogą spowodować, że metro będzie kursowało dla niewielkiej grupy ludzi. Kliny i plany budowy dalszych mieszkań w tej okolicy pokazują, że metro musi dojechać tam, gdzie będą klienci. Najprostsza droga dla tramwaju wiedzie wzdłuż budowanej zbiorczej ulicy, choć trochę zniweluje to krótkowzroczną decyzję o braku szyn w Trasie. Stawianie czoła takim wyzwaniom też stanowi o sylwetce prezydenta miasta.
2025-04-30
mouset
2025-03-31 (autor: Mouset)
2025-02-28 (autor: Mouset)
2025-01-31 (autor: Mouset)