Władze Krakowa przy dużym wsparciu pani poseł Marczułajtis- Walczak zaaplikowały o przyznanie zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku nie tylko miastu, ale właściwie województwu małopolskiemu i północnej Słowacji. Można w nieskończoność prowadzić dyskusje czy to jest ten właściwy moment, czy potrzeba nam igrzysk, czy też najpierw budować drogi, a potem aplikować itd. Nie zważając na dylematy miasto, można powiedzieć, poszło za ciosem zgłaszając się do organizacji ZIO po budowach hali sportowej, stadionów i centrum kongresowego. Wreszcie widzowie będą mieli gdzie obejrzeć mecz inny niż piłki nożnej w cywilizowanych warunkach, a naukowcy czy też lekarze spotkać się na zjazdach. Nie da się ukryć, że braki takich obiektów przyczyniały się do tego, że miasto omijały wielkie wydarzenia sprotowe i kulturalne, Kraków sprawdzał się tylko w przedsięwzięciach religijnych.
Pomimo kosztów i obaw chyba jednak warto zaryzykować i spróbować powalczyć o igrzyska. Jest to szansa, że inwestycje komunikacyjne w Małopolsce przyspieszą, że oprócz hal, auli i stadionów powstaną też obiekty sportowe, których brak jak chociażby tor lodowy czy trasy biegowe. na drugiej szali jest ryzyko, że obiekty będą wymagały nakładów, co akurat w Krakowie dobrze widać na przykładzie stadionów, które będą służyć urzędnikom dla wynajmu... urzędnikom. Jednak jeżeli obiekt ma być jedyny w skali kraju to chyba najwyższy czas się o niego postarać.
Niestety pierwsze kroki w staraniach przyćmił zaściankowy fakt w postaci zakulisowych rozmów na temat igrzysk. Pokazał komitet i Kraków jako grupkę ludzi pragnących kilku minut chwały przy blasku olimpijskiej rodziny. Amatorskie zachowanie nie ukryje się tak łatwo, a niestety Polska ciągle w stosunku do instytucji typu MKOL czy UEFA znajduje się w podrzędnej pozycji. Niegdyś nie miał kto zagłosować za naszymi kandydaturami, dzisiaj sami sobie strzelamy gole. Owszem, pani poseł odcięła się od poczynań męża, ale sama swoimi wypowiedziami udowodniła, że albo nie chce znać rzeczywistości, albo jej nie zna.
W erze internetu nie ukryjemy jak nasze województwo zabiega o budowy dróg, jak je modernizuje, jak ślimaczą się remonty linii kolejowych, jak promuje się transport zbiorowy likwidując połączenia, jak zachęca się turystów do stania w korkach zawieszając pociągi do olimpijskiego Zakopanego. Sam Kraków też ma wiele do nadrobienia, świąteczne zakupy na Kleparzu sparaliżowały miasto w tygodniu przed świętami, a ciasny dworzec, z zakorkowanymi dojazdami też nie przynosi chluby. Jakoś to będzie, podobnie jak z komitetem organizacyjnym. Baśnie opowiadane przez panią poseł o drogach nie należą jednak do kanonu Andersena, ale raczej do trącących ewangelickim morałem bajek braci Grimm, smutnych i strasznych.
25 maja wypada przekonać mieszkańców, że na igrzyskach skorzystają. Warto coś zrobić porządnego w tym kierunku, bo linia 169 potrzebna od poprzednich wyborów co najmniej, albo elektryczne autobusy "podjeżdżające" blisko pierwszej obwodnicy czyli tam, skąd do najbliższego przejścia dla pieszych jest najdalej to zdecydowanie za mało. Mieszkańcy Krakowa nie mają zaufania do władz, skoro pierwszych rat tego kredytu zaufania nie otrzymali. Zamiast zaklinać rzeczywistość warto działać ruszając się zza biurek. Pierwszy przykład to wspólna karta-bilet na przejazdy i nie tylko na terenie województwa. Zamiast wspólnych działań odbywają się równoległe negocjacje. Może nas nie stać na igrzyska, ale na urzędniczy bałagan i niekompetencję na pewno nie.
2014-04-26
mouset