Nowości i ogłoszenia

Głębiej niż na dnie

Nowy rozkład jazdy na kolei przyniósł renesans wielu połączeń dalekobieżnych w regionach, w których z powodu pozornych oszczędności zrezygnowano w 2009 i 2010 roku. Dotyczy to Roztocza, Zamojszczyzny, Bieszczad i Lubuskiego. Do obsługi pociągów postanowiono zakupić nowe lokomotywy Pesy typu Gama. Wyjątek stanowią Półwysep Helski i Kotlina Kłodzka, gdzie wcześniej pojawiły się zmodernizowane lokomotywy SU42 i SM42.

Niestety szlachetna idea rozbiła się o jakże typową dla polskiej kolei prowizoryczność. Dziesięć lokomotyw rozpoczęło pracę w iście wiosennych warunkach, a pierwsza zima w ich eksploatacji zaowocowała sporą ilością awarii. W najgorszych dniach sprawne były zaledwie dwa pojazdy. Awarie nie są wydarzeniem nadzwyczajnym, ale specjalnością polskich przewoźników kolejowych jest nieutrzymywanie rezerwy taborowej w postaci spalinowych lokomotyw. Efektem jest odwoływanie wielu połączeń ze względu na wyśrubowane obiegi. Dla przykładu bieszczadzka Gama podejmuje o świcie TLK 'Luna' w Stróżach, rano dociera do Zagórza, skąd z tymi samymi wagonami (kolejny idiotyzm - wymuszony brak choćby kuszetki w Bieszczady) odjeżdża przed południem jako TLK 'Staszic'. Ten sam pociąg zabiera po południu z Rzeszowa, a jego wagony wraz z lokomotywą przechodzą na 'Lunę', która startuje wieczorem.


Lokomotywa jest w ciągłm ruchu, ale brak rezerwy wagonowej, a ściślej pieniędzy na jej obsługę w Zagórzu oraz brak rezerwy w postaci dyspozycyjnej lokomotywy w Jaśle skutkują najczęściej komunikacją zastępczą za trzy - cztery pociągi. O braku wyobraźni i niszczeniu własnej oferty świadczy też podstawianie ... jednego autobusu, choć biletów sprzedano 70 sztuk. Pasażer na złość IC chce jednak podróżować?

 

Rezerwa w postaci czeskiego 'nurka' w Rzeszowie nie wystarcza, gdyż podobnie jak na południu województwa, musi on zabezpieczyć podobne dystanse na północy i wschodzie, gdzie trzy lokomotywy muszą obsłużyć aż cztery pary pociągów dalekobieznych do Lublina przez Tarnobrzeg oraz dwie pary do Zamościa przez Stalową Wolę jak i Hrebenne. Przejście składu w Zamościu z jednego pociągu na drugi to nawet zaledwie pół godziny. Przy braku rezerw nawet wagonowych jest nierealne dotrzymanie rozkładu jazdy przy najmniejszym problemie, nie tylko z pogodą. Przypomina to początki kolei aglomeracyjnej w Krakowie, gdy zakładano kursy co 30 minut, ale wypadał średnio co drugi.

 

Jak wspomnieliśmy, już dodatkowe składy wagonowe, utrzymywane w gotowości do jazdy kilka godzin wcześniej mogłyby poprawić sytuację. PKP IC oszczędza jednak i na tym. Z lokomotywami sytuacja już od 2-3 lat jest zła. Brak inwestycji, nawet najprostszych, w kilka SU45 mści się okrutnie. Na koniec ubiegłego roku pozostały zaledwie dwie sprawne: 089 w oryginalnych barwach i 079 w barwach PR. Obie pracują dla tego ostatniego przewoźnika, przy czym pierwszej z nich dopuszczenie do ruchu wygaśnie w maju tego roku. Z serii SP32 pozostał jedyny czynny egzemplarz, z serii SU42-5xx zaledwie kilka, które utrzymywane są raczej jako zło konieczne (czytaj: kosztochłonne). Lokomotywy PKP Cargo, których jest pod dostatkiem (na marginesie oryginalne ST44 zgrupowane w białostockim zakładzie spółki zaczynają być od jesieni 2015 dosyć szybko wycofywane) mają natomiast jeden mankament - zazwyczaj nie mogą ogrzewać pociągów.

 

Po kilku latach widać ile szkody wyrządziło utrzymywanie za wszelką cenę podziału majątku na przewoźników. O wiele lepiej byłoby wspólnie utrzymywać spalinowozy w takich miejscach jak Jasło czy Nysa. Liczne wypadki i niemniej liczne awarie autobusów szynowych skutkują często odwoływaniem pociągów, a nawet zawieszaniem całych linii, czego niechlubnym przykładem jest także Podkarpacie. Co gorsza dzieje się to nie przy wyśrubowanych obiegach jak w InterCity, lecz przy bieda-rozkładach obejmujących najczęściej dwie pary za cały dzień.

 

Kolejarze zapatrzeni w dotację oduczyli się przez ćwierć wieku myślenia o kliencie i to przy założeniu, że przed 1989 rokiem takie istniało. Myślenie o pasażerach jak o koniecznym złu widać na każdym kroku. Brak jakiegokolwiek zapasu w postaci wagonów i lokomotyw świadczy o bezmyślności i chorych oszczędnościach. Ale brak informacji o uruchamianych połączeniach (a jest się czym pochwalić w Bieszczadach czy na Roztoczu!) - czego doskonałym przykładem jest takie miasto jak Krosno - jest przejawem aroganckiego, schematycznego myślenia sprzed lat. Widać, że przewoźnikowi tak naprawdę nie zależy czy pociągiem pojedzie jedna czy sto osób. Czy będzie więc zależeć, że nie ma lokomotywy do tego pociągu? Nawet wskazane jest, aby popularność połączenia nie przewyższała pojemności zdezelowanego autobusu na zastępstwo.

 

Kolejny dowód patologicznego myślenia to zapowiedzi korekty rozkładu jazdy na Lubelszczyźnie, bo... pasażerowie nie mieszczą się do KKA, a Gamy psują się non-stop. Śmieszą w tym aspekcie bajki o czeskich 'nurkach' rzeczniczki Czeremajdy i wiersz Tuwima recytowany przez Piotra Fronczewskiego do spotu o pendolino. To, że na trasie z Trójmiasta do Krakowa i Katowic powrócili klienci nie oznacza, że zrobią to na pozostałych. Zarówno Przewozy Regionalne jak i PKP IC nie budzą zaufania swoich klientów. Nic dziwnego skoro nie okazują im zwykłego szacunku.

2016-01-26

mouset