Jak większość miłośników transportu zbiorowego zauważyła, od dłuższego czasu organizator komunikacji zbiorowej w Krakowie wyraźnie zaznacza nazwę własną produktu odznaczając jej słowa dużymi literami. Nasuwają się skojarzenia z marką, czyli powodem do dumy, brakuje tylko "R" w kółeczku. Niestety z punktu widzenia pasażera wielkich zmian in plus nie widać. Pandemię mamy już za sobą, nastał czas wojny i drożyzny. Niestety podwyżki dotkliwie uderzają w transport, gdyż dotyczą paliw, ale czy korki w Krakowie zmalały? Nic podobnego - czasami trudno nie odnieść wrażenia, że są takie jak przed marcem 2020 roku. Niestety decydentów zbytnio to nie interesuje. U większego przewoźnika na terenie miasta występuje problem z prowadzącymi pojazdy. Zakupiono wszak 15 pojazdów dla spółki wykonującej m.in. obsługę rezerw, ale z racji formalnego rozdziału pracodawców pracownicy mogą tam wykonywać tzw. zlecenie. W trudnych czasach opłacalne, choć od poziomu wynagrodzenia prezesa przedstawionego przez gazety dalekie. Niemniej widełki płacowe chyba śmiało można nazwać widłami. Usilne poszukiwania widać w liczbie reklam o tej treści na pojazdach. Owe widły, ale też ceny paliwa i prądu raczej nie zachęcą radnych do podniesienia stawek taryfy biletowej. Już wiele razy przedstawiano wyliczenia, że dla grupy czy też rodziny komunikacja miejska nie jest zbyt ciekawą alternatywą z uwagi na ceny taksówek, przewozu, car-sharingu. Czy ktoś zainwestuje w miesięczny, gdy linie w centrum Krakowa się likwiduje, albo kursują tylko w dni robocze? Czy ktoś w piękny słoneczny dzień skorzysta z autobusu całą rodziną gdy przeliczy czas spędzony na klejeniu połączeń?
W mniemaniu organizatora komunikacji tworzony jest wspaniały system, który dzięki opresyjnym buspasom i zachęcającym miejscom przesiadkowym spowoduje, że ludzie będą niczym na symulacjach przedstawianych na wykładach przemieszczać się pomiędzy punktami miasta radując się z możliwości zrobienia zakupów, skorzystania ze zintegrowanych biletów itd. Niestety wspomniane korki tworzą właśnie ludzie oraz ich samochody. Czemu? A wystarczy zapytać, argument numer jeden to niespełnianie podstawowego warunku przez komunikację zbiorową Krakowa czyli przewidywalności. Wynika ona po części z punktualności, ale także z częstotliwości kursowania na danej marszrucie. U nas trwają zachwyty w PKSowskim stylu, że skoordynowano linie jadące każda co 36 minut, a w stolicy gdy ucieknie jeden tramwaj danej marszruty na horyzoncie widać kolejny. Są oczywiście wyjątki jak np. linia 139 ciesząca się niebywałą atencją na Wielopolu 1 do tego stopnia, że nikomu nie przeszkadzają stada pustych pojazdów po minięciu alei Róż, a wbrew pozorom to sporo wozokilometrów. W trakcji tramwajowej dylematów nie ma, bo linie wysokich częstotliwości jakoś nie mogą do nich powrócić, a jak wiemy z tego wynikała ich absurdalna numeracja. Ach te krakowskie wyróżnienia i zabawy przy biurkach! Takie nietrwałe jak obietnice urzędników.
Pandemia spowodowała znaczący wzrost wartości rodzinnych, spędzanego czasu, wolniejszego rytmu życia. Oczekujemy jako pasażerowie sprawnego przemieszczania się po mieście, przesiadajmy się, ale z linii jadącej co 5 minut na drugą taką linię, a nie na dyliżanse na przystankach, na których oprócz wiaty nie ma niczego w pobliżu. A nie ma, bo się po prostu nie opłaca, a nie opłaca się, bo pasażerów ubywa. Warto się zastanowić drogie zarządy, dlaczego chcąc promować miasto jako stolicę zieleni oraz walcząc ze śmierdzącym powietrzem w nim nie skoordynujecie działań, tak aby rzeczywiście komunikacja miejska miała priorytet. Zmiany postpandemiczne wymagają uczciwego przedstawienia i analizy sytuacji, tymczasem jak pisaliśmy kilka dni temu nadal linie 132, 166, 429 są zawieszone. Akurat zarówno zawieszenie 132 jak i 429 wraz ze zmniejszeniem częstotliwości ogryzka 184 spowodowały, że węzeł na Rondzie Barei nie jest już dobrym miejscem przesiadkowym i wiele osób wybiera samochód czego dowodzą nowo zakorkowane ulicy w tej okolicy. Obostrzenia pandemiczne już nie obowiązują, warto się zastanowić czy na pewno na stałe powinny kursować pojazdy przegubowe na liniach 125, 138 i 163. Z braku pojazdów standardowych właściwie większość brygad linii 123 i 128 obsługiwana jest też przegubowcami. Z braku zapewne prowadzących autobusy KTR widujemy na liniach bez adnotacji, że to autobus rezerwowy przez obie zmiany.
Polityka naciągania z każdej strony krótkiej kołdry powoduje, że komunikacja zbiorowa jest czymś co nie budzi zaufania i nie warto w nią inwestować domykając koło potrzebne na podwyżki dla prowadzących i jakość w rozumieniu przeciętnego pasażera oczekującego na przystanku. Wczoraj np. formalnie zlikwidowano linię 166 nie kursującą 2 lata (zawieszona), pozbawiając złudzeń chcących dojechać z Sidziny do szkoły przy Skośnej i nieopodal na przesiadkę na linię 194 będącą swoistym okienkiem na świat. Na cztery weekendy marca trzy cechowała przepiękna pogoda. Szkoda, że instytucja ZTP była zamknięta, ale może pracownicy mieli okazję zobaczyć jak ludzie nie mogą wsiąść do dwóch pojazdów na linii 134 i to jeszcze na wysokości Sielanki. Po co tworzyć specjalnie 434, skoro w takie dni nie można go uruchomić. Na drugim końcu miasta w te trzy piękne niedziele wysyp samochodów na Bagrach. Dla przypomnienia - 127 jest zawieszony, jak pisaliśmy, w dni wolne. Ciekawa forma ogrywania pasażera, jakby się awanturował, pomimo krawata, to mu odpowiedzą przez rzecznika, że jest zawieszona. Jak 166 do wczoraj. Teren rekreacyjny się rozrasta, może warto, aby w dni wolne zajeżdżał tam 128. Przy pułkownika Dąbka w niedziele wieje pustkami. Kolejna zawieszona (w próżni) linia w weekendy to 6, akurat jej trasa jest efektem nędzy infrastruktury, bo nie ma pieniędzy na zreanimowanie drugiego toru na Salwatorze, ale w dni wolne zapewniłaby dojazd z wielkich osiedli do Błoń i Parku Jordana. Efekt we wspomniane słoneczne niedziele? Korki w okolicy Muzeum Narodowego, kto żyw wsiadł w samochód. Od niedawna też z rejonu osiedli na Chełmońskiego i Stawowej też tam trudno dojechać, bo zamiast miejskiej linii 114 jest aglomeracyjna 310, tyle że w weekendy co 80 minut. Zdecydowanie łatwiej wsiąść samochód, zwłaszcza, że brak opłat parkingowych tylko czyni tą podróż bardziej opłacalną. Co na to ZDMK i ZTP?
Nawet starsze osoby zauważają podróżując po mieście jak marnują się pieniądze, a także brak pomysłów na kierunki naciągania kołderki. Wspomniane 114 zrekompensowano za pomocą 511, nawet w soboty. Z punktu widzenia osoby opłacającej podwójnie zbiorkom w biletach i podatkach trudno zachować spokój widząc jak puste przegubowce jadą z rekompensatą podczas, gdy nie można dojechać z Podgórza na batowicką nekropolię. Z pewnością są osoby dla których komunikacja miejska pisana może być dużymi literami Może mają to szczęście, że mieszkają, pracują i odbierają dzieci przy trasie linii, której marszruta jest obsługiwana regularnie i nie trzeba się przesiadać więcej niż jeden raz. Dziś funkcjonuje się może nie łatwiej, a inaczej. Zakupy zwykle zapewnia mały wyposażony po zęby sklepik ze znakiem sympatycznego płaza, biurowiec na parterze wyposażony jest w restaurację i stojak na rowery. Jeżeli tylko to spasuje z dojazdem zbiorkomem to jest dobrze, jeśli nie to kombinuje się z samochodem. Rola urojonych centrów jak Plac Grzegórzecki po pandemii zanika, ponieważ prowadzenie działalności typu kawiarnia, knajpka, trafika, mały sklep jest coraz bardziej nieopłacalne. Leżąca nieopodal Galeria Kazimierz nie doczekała się doajzdu komunikacją miejską za 20 lat istnienia, to najlepiej świadczy o indolencji architektów komunikacji. A co do powstawania podmiotów mających ożywić centrum i podróże to warto z Wielopola wybrać się na spacer, najlepiej z osobą pamiętającą, co gdzie się znajdowało jeszcze 5 lat temu. Powstanie wówczas mapa upadłych działalności. Warto to zestawić na przykład z Cholerzynem.
2022-03-31
mouset