W ostatnim tygodniu widzowie TVP Kraków zostali uraczeni podwójną emisją kolejnego odcinka programu red. Beaty Woronieckiej "Omiń korki". Zaprezentowano w nim eksperyment z udziałem obu panów zajmujących się public relations w ZIKiT polegający na dotarciu z pętli Czerwone Maki pod pomnik Adama Mickiewicza na dwa różne sposoby. Pani redaktor z rzecznikiem Pyclikiem udali się tramwajem linii 18, zaś drugi rzecznik - Piotr Hamarnik - jechał samochodem do strefy C, a następnie ostatni odcinek pokonał piechotą.
Pomysł w zamierzeniu jasny: pokazać zalety komunikacji miejskiej, a szczególnie zachęcić mieszkańców okolicznych bloków oraz dojeżdżających od strony Skawiny do pozostawienia swoich aut w okolicy Czerwonych Maków. Wynik, jak łatwo przewidzieć - 7 minut na korzyść 'osiemnastki', w której przestrzeni można było oddać się pracy na tablecie lub relaksie z książką.
Niestety niedociągnięcia w owym zaciekłym wyścigu widać w zbyt wielu miejscach, aby ktokolwiek codziennie borykający się z dojazdem uwierzył w jego realia. Po pierwsze zmagania zaczynają się od wyjazdu obu środków lokomocji. Wychodzi na to, że powinno się mieszkać na pętli, albo tuż po zostawieniu auta przez potencjalnego mieszkańca Skawiny liczyć na natychmiastowy odjazd 'osiemnastki'. Nie uwzględniono w ogóle czasu dojścia do pętli, a samochodem jednak odjeżdża się zaraz spod swojego domu. Cóż, już na początku warto pracować nad udowodnieniem założonych tez...
Po drugie: pora dnia, przedpołudnie. Szkoda, że nie przeprowadzono eksperymentu wieczorem, gdy marszruta do Starego Miasta jest bardzo oblężona, a linia 18 kursuje już co 20 minut. Wystarczy zestawić wieczorem czas dojścia i oczekiwania, aby bez eksperymentów przekonać się, że samochodem dawno dojechalibyśmy do centrum. Prowadząca zachwyca się jak możemy w tramwaju komfortowo zająć się czynnościami, niemożliwymi do wykonania w samochodzie. Owszem, ale nie w godzinach szczytu. Szkoda, że kamera pani redaktor nie pokazała np. przestronnych wnętrz autobusu linii 194 po godzinie 7.
Na początku litościwie powiedziano, że w godzinach szczytu samochód byłby bez szans. Czyżby? Do skrzyżowania Dietla/Stradomska losowo wybrany tramwaj linii 18 poprzedzają cztery składy 'szybkiej' linii 52, po jednym z 11 i 22 oraz poprzednia osiemnastka. Zważywszy liczne sygnalizacje świetlne, sprawność pokonywania tego odcinka jest różna.
Gdyby ktoś miał jednak wątpliwości, to w połowie filmiku z okna eksperymentalnego samochodu widzimy konkurenta na torowisku na Kapelance przed skrzyżowaniem z ul. Twardowskiego. Trzeba naprawdę mieć wyjątkowo kiepskie auto i umiejętności aby od Czerwonych Maków do Słomianej jechać równo z tramwajem.
Tezy o 7 minutach poszukiwania miejsca, szukaniu parkomatu (dziwne bo występujący panowie z ZIKiT kiedyś twierdzili, że nie jest ich za mało), pozostawienie auta na ul. Sarego pomińmy, gdyż z góry wskazano już zwycięzcę. Propagandowe zwycięstwo komunikacji miejskiej jednak nadal zbyt wielu osób nie przekonuje.
Może warto cenny czas antenowy poświęcić w programie "Omiń korki" dojazdom linią 130, na której o 35% zredukowano pojemność przewozową w ciągu godziny? Albo równie komfortowej dla pasażerów linii 139. To nie są tramwaje, ale niestety w wielu miejscach magistralne linie autobusowe mają je zastępować. Aby ktoś zostawił swój samochód powinny go przekonać: punktualność tramwajów, ich dostępność w punktach przesiadkowych oraz przyzwoita częstotliwość kursów, nie tylko w godzinach szczytu.
Rolą programu w publicznej telewizji nie jest bowiem bezkrytyczne zachwalanie produktu, jak w reklamie, ale obiektywne przedstawienie argumentów stojących za jednym jak i drugim środkiem transportu. Tymczasem stworzono irytującą iluzję, jak wspaniałym środkiem transportu jest tramwaj. Dodajmy: linii 18, dla zamieszkałych na pętli (nie mylić z osiedlem przy pętli) mieszkańców Skawiny.
Redaktor Woroniecka zapomina również o tym, aby w swoich programach pokazać jak beznadziejnie oznakowana jest strefa płatnego parkowania. Nie mówi o tym, że wciąż w wielu miejscach wcale nie potrzeba parkomatów, bo postój może być tam bezpłatny. Co oczywiście nie jest bez wpływu na wielkość dochodów miasta z tego tytułu.
Krótko mówiąc programy Redaktor Beaty Woronieckiej nie mają nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem. Te audycje nadają się do publikacji jedynie na ekranach w środkach komunikacji miejskiej a nie w publicznej telewizji. Przypuszczalnie tak niski ich poziom nie wzbudziłby zainteresowania nawet redaktorów naczelnych słynnych mediów z Torunia.
2013-02-25
mouset