Nowości i ogłoszenia

Walcownia Ubocza (Przypadki kliniczne odc. 1)

     Za kilka dni minie 20 lat od remarszrutyzacji linii komunikacji miejskiej w Krakowie. Była on punktem zwrotnym w dziejach najbardziej wysuniętych na wschód linii tramwajowych. Koniec potęgi przemysłu ciężkiego zbiegł się z końcem masowych przewozów pasażerskich związanych z dowozem załóg pracowniczych do różnych części nowohuckiego kombinatu. Do pętli przy Mrozowej, jeszcze opisanej nie tak dawno na tablicach jako Walcownia Lubocza docierały magistralne linie 4 i 9. Znana z ostatnich 20 lat linia 22 kursowała od rozjazdu na Ujastku do Krzesławic. 17 listopada 2018 zapisze się w kartach historii krakowskiej komunikacji jako data, znanego raczej z GOP procederu, zawieszenia ruchu tramwajowego. Na skrzyżowaniu pojawił się czerwony prostokąt, zabezpieczono przed złodziejstwem przewody trakcyjne. Czytelnicy naszej strony znają nasze zdanie na ten temat na podstawie krótkich fotorelacji z upadku linii 18 w Rudzie Śląskiej.

     Powodem jest oczywiście fatalny stan torów, wykorzystywany często przez miłośników fotografowania komunikacji miejskiej oraz brak pieniędzy na remont od podstaw. Od dłuższego czasu czynny był tylko jeden tor na pętli, a wydzielone torowisko wymaga kapitalnego remontu jak trasa do Pleszowa. Zawieszenie ruchu ujawniło, że linia 22 na odcinku Kombinat - Walcownia miała swoje stałe grono klientów liczące na szczytowych kursach kilkadziesiąt osób na tramwaj. Listy oburzonych zawieszeniem tramwajów pokazały, że nie jest to tylko przewóz pracowników do wydziału Arcelor Mittal, ale też mieszkańców osiedla Lubocza po drugiej stronie torów linii kolejowej 95. Owszem, droga jest tam odludna i nieprzyjemna, w samych tramwajach jazda w samotności przez pozbawioną domostw Mrozową niezbyt przyjemna, ale podano bardzo ważny argument: 22 dojeżdża do centrum miasta, zapewnia przesiadkę, kursuje co kwadrans, jedzie płynnie.

     Zatem nie ma nad czym się zastanawiać czy należy remontować, tylko uczynić to jak najszybciej. Jeżeli na tak dalekim froncie zbiorkomu, pasażerowie myślą pozytywnie to należy to docenić. Wymienione wyżej argumenty pojawiły się też w dyskusji prasowej na temat smogu, roli komunikacji i podróżowania po Krakowie, gdy pod koniec listopada smrodliwa chmura spowiła miasto. List mieszkanki Luboczy pokazujący, że dla sporej grupy osób pomimo dojścia rodem z okopów II wojny światowej tramwaj linii 22 jest świetnym połączeniem z centrum Krakowa oraz centrami handlowymi. Co zrobią teraz Ci mieszkańcy? Czy istnieje cień szansy, że grzecznie poczekają na linię 110/160 i przesiądą się na 'jedynkę' lub 'piątkę'. Może tak, a może wybiorą samochód.

     Na trasie do Walcowni skandalicznie została zorganizowana komunikacja zastępcza. Przypomina ochłap rzucony psu wobec czołobitnej postawy organizatora przewozów względem studenckich rzesz jadących podstawianymi co chwilę autobusami linii 704 i 713. I nie ma nawet sensu wypominać marnotrawstwa środków na komunikację na Mrozowej ze względu na zaaprobowany fakt puszczania pustych pojazdów linii 14 i 24 do Cichego Kącika przez 10 miesięcy. Kursujące jeden-dwa razy na godzinę 117/242 oraz po kilka kursów jedynej alternatywy dojazdu do centrum w postaci linii 132 i to w jedną stronę zależnie czy to poranne czy popołudniowe godziny szczytu zapędza wręcz kierowców do swoich czterech kółek. Kombinat i przyległe instytucje pracują na dwie lub trzy zmiany. Co mają zrobić pasażerowie jadący akurat inaczej niż obmyślił ZIKiT linią 132? W dodatku, w przeciwieństwie do poprzednich objazdów autobusy nie kursują ulicą Łowińskiego. Tym samym nie ma możliwości dotarcia do pętli na Walcowni, skąd najbliżej jest do osiedla Lubocza i wydziału blach Arcelora? Dziwnym trafem przy komplikowaniu trasy linii 735 nie zrezygnowano z obsługi jakiegokolwiek odcinka np. Centrum JP 2, a podróż do Golkowic przypominała rejs dookoła świata.

    Na kanwie smogu i remontowanych torów szczególnie zabawny był artykuł jak wsadzić krakowian do komunikacji. No właśnie tak, pomyśleć trzeba już na obrzeżach Krakowa. Skoro są osoby chętne i przekonane to one są najlepszą reklamą dla zbiorkomu, a nie propagandowe hasła, programy i inicjatywy. Informacja o uruchomieniu kilkunastu linii np. na 1 listopada nie pociąga za sobą wytłumaczenia, że w tym samym czasie prawie tyle samo zawieszono. Ludzi, których targała złość na przystanku nikt nie przekona. Były pieniądze na kursowanie linii 74, aby przekonać się czy pomoże to w zastępowaniu tramwaju do Bronowic, powinny się znaleźć na kursowanie przez cały dzień choćby i tego 132 przez Łowińskiego i Mrozową. Albo podstawić 722 na krótkim autobusie skomunikowanym z tramwajami 22. Nie da się? Raczej nie chce się.

     Załóżmy że linia 74 nie miała związku z wyborami, podobnie jak skierowanie linii 10 na nową trasę do Pleszowa. Ale dlaczego nie kursuje tam linia 21 jednocześnie? Oficjalny powód to kończenie budowy infrastruktury. Zaiste robotnicy budujący Igołomską muszą być wirtuozami baletu, że w kwadransowym takcie 'dziesiątki' są w stanie coś zrobić. Powód oczywiście jest łgarstwem, gdyż wystarczy pojechać wzdłuż trasy i zobaczyć ile osób i gdzie pracują przy przebudowie DK79. Najpewniej nie ma pomysłu jakie pojazdy wysłać na linię 21. Wagonów E1 jest za mało, aby obsłużyły 16 oraz 21. Z drugiej strony na 21 można wysłać coś nowszego, bo nie muszą pokonywać ulicy Ptaszyckiego, a i aleja Solidarności jest teraz bardziej przejezdna. Chyba też się nie da. Szkoda tylko, że nikt nie widzi pustych tramwajów, które jedną decyzją można zapełnić pasażerami. Remont gorszej części Krakowa nie jest widocznie tak spektakularny. Tyle, że samochodów, które wjadą tędy do centrum jest zdecydowanie więcej. Widocznie inicjatywa "Razem w ruchu" nie uznaje za stosowne, aby zapędzić kierowców z Igołomskiej do tramwaju jadącego szybko, gładko i cicho po nowym torowisku.

     Zapowiadaliśmy cykl artykułów "Przypadki kliniczne" poświęconych absurdom, wieloletnim prowizorkom i zwyczajnym idiotyzmom komunikacji publicznej w Krakowie. I Lubocza w sam raz pasuje na temat pierwszego odcinka. To nie jest tylko problem Walcowni. Miłośnikom kolei jest dobrze znany przejazd kolejowy przy przystanku Kraków Lubocza na dużej obwodnicy towarowej. Straszą tam zdewastowane do cna wiaty, kupy gruzu i żelastwa po rewitalizacji linii 95. Od marca tego roku wskutek przebudowy na wiele lat stacji Kraków Główny i Płaszów, a także rozbudowy szlaku pomiędzy nimi część pociągów musiano skierować przez Nową Hutę. Aby mieli podróżni możliwość przesiadki i dojazdu do dworca głównego wysyłano wahadłowe osobówki do... Miechowa (dlaczego nie Zastów, o tym w kolejnych przypadkach klinicznych) lub... Bochni.

     Od wielu lat mówi się o budowie kolei miejskiej na istniejących torach obwodnic wraz z przystankami. Szkoda, że nie skoordynowano takich faktów jak nieopodal leżąca pętla przy Mrozowej, wybudowanie długiego peronu odpowiedniego dla składów IC z przejściem podziemnym (akurat sięgałoby przełazu i przepustu od ulicy Burzowej do Walcowni), a może i śmiałą decyzją zrobionoby P+R. Dobre chęci, zamiast pustych, ale jakże medialnych inicjatyw, a przede wszystkim koordynacja i moglibyśmy mieć lokalne centrum przesiadkowe w Luboczy. Nawet przydatne na Wszystkich Świętych z racji kończących się możliwości dowozowych do Grębałowa. Wahadło kolejowe z Krakowa Głównego, a po drodze Kraków Prądnik? To chyba da się wykonać za niewielki procent wydatków na projektowanie metra. Poza tym bogate miasta cechuje roztropne wydawanie pieniędzy i taka inwestycja szybko przyniesie efekt. Lamentujemy, że zapychają się miejsca parkingowe w centrum, są potężne korki. Ale ekipa rządząca od 16 lat miastem nie wynajduje takich właśnie punktów, gdzie można pasażerów pozyskać. Są za to dwutorowe pętle na osiedlach liczących 50.000 mieszkańców, identyczne jak na Walcowni. Symbol bezmyślności, która niestety dominuje w planowaniu przewozów miejskich. Brak jest też wyraźny osoby scalającej to wszystko i próbującej przepchnąć takie plany krok po kroku zamiast rysowania metra z ćwierćwiecznym wyprzedzeniem.

2018-12-30

mouset