Nowości i ogłoszenia

Upadek


     Nie tylko koneserzy kina dobrze znają obraz Joela Schumachera pokazujący zakamarki ludzkiej natury. Ciemne i skomplikowane prowadzące do zachwiania i tytułowego upadku. Podobnie zawiłą drogę przebyła komunikacja zbiorowa w Krakowie wraz z jednym ze swoich operatorów. Przez lata, także w ostatnich tygodniach słuchaliśmy o wysokiej pozycji krakowskiej komunikacji w świecie oraz o fantastycznych cenach biletów. Niedawno pisaliśmy, nie bez powodu, o porówaniach z Warszawą, jednakże doniesienia z ostatniego tygodnia przesuwają krakowską komunikację w stronę systemów, gdzie dwie linie na krzyż mają sto wariantów kursujących według oznaczeń wszystkich liter alfabetu i bez ukończenia 5-letnich studiów nie ma szans na pojęcie tego. Smaczku sprawie dodaje kolejna fasadowa propaganda krakowska na temat ekologii, promocji transportu zbiorowego, zieleni i nieudanego startu (ale za to sowicie opłaconego) w konkursie na zieloną stolicę. Chyba korków w zieleni?

     Zgodnie z porzekadłem, że z wysokiego konia upadek bardziej boli podupadł wizerunek przewoźnika, wydającego nie pozostawiającego swoim tytułem złudzeń periodyk Krakowski Przewoźnik. Przyzwyczailiśmy się już do wieloletniego pasma sukcesów oraz zwycięstw w niezliczonych konkursach i naradach rozmaitych kapituł momentami wracając nawet do PRL-owskiego poczucia współzawodnictwa.  Pierwsze sygnały o kłopotach kadrowych były oczywiście zbywane, jednak prawdziwym fiaskiem okazała się akcja rekrutacyjna jak i cała polityka kadrowa, gdyż w porównaniu do czerwca we wrześniu MPK musi  wystawić 25 pojazdów autobusowych mniej, co oznacza, że brakuje około 50-60 osób do pracy. Rzecznik MPK ripostuje podwyżkami jakie zostały przyznane, w tym ostatnia np. dla ajenta 35 zł do każdej godziny. Uściślijmy: do każdej ponad równoważny etatowi limit 170 godzin, zważywszy na wynagrodzenie za godzinę pracy trudno po tych słowach nie odnieść wrażenia, że to właśnie od niedawna  nadgodziny w MPK są godziwie płatne czyli dodatkowe nieomal 100% stawki, co jest naturalne w firmach, chcących zmotywować pracownika. Nie udał się ów efekt marketingowy mający pochwalić troskę firmy, podobnie jak entuzjastyczne podkreślenie, że kary obniżono o  połowę. Ciężka rola rzecznika, ale musimy tu docenić dobrze wykonywaną przez niego pracę.

     Zawód kierowcy miejskiego autobusu cieszy się dużym zaufaniem społecznym i od początku kłopotów z obsadą widać, że mieszkańcy Krakowa popierają ich postulaty i chcą być wożeni przez ludzi zadowolonych ze swojej pracy, bo to że znakomita większość ją lubi daje się odczuć. Niestety opisywane sytuacje jak ta z przewiezieniem uchodźców zjazdem do zajezdni sprawia, że słowo obłuda nasuwa  się jako pierwsze na myśl. Pomijając już ogólną falę empatii dla Ukraińców to wręcz nie pasuje do tak nagradzanego przedsiębiorstwa kłócenie się o nieproceduralny zjazd do zajezdni, czyli niezgodny z wyliczoną co do metra kartką którą posiada każda brygada. Przegubowiec dużo pali, jednak mało jest prawdopodobne aby koszty tego podwiezienia były większe niż 10-20 złotych. Przypomnijmy, że z tego powodu odszedł z pracy doświadczony kierowca, a sprawa będzie mieć ciąg dalszy. Trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi o to, że podjął taką inicjatywę, która nie mieści się w przewidzianej trasie lub procedurze. O autobusach, które miasto postanowiło podarować lwowianom pisano i mówiono bardzo wiele, a tu taki gest samowolny kierowcy. W dodatku kierowcy medialnego samodzielnie, posiadającego swojego bloga. A szkoda, bo pamiętając powyżej opisane fakty spodziewalibyśmy się wpisu na Facebooku MPK: wczoraj nasz kierowca jadąc do zajezdni... można było z tego zrobić sukces. A tak jest negatywny szum medialny pokazujący, że jednak nie wszystkie postawy kierowców pełne empatii i poświęcenia jak na osoby zaufania publicznego przystało są mile widziane. Na marginesie nie dziwmy się, że młodzi ludzie w wielu zawodach chcą stąd po prostu wyjechać, to taka polska specjalność: równanie szeregu.

     Jeżeli jesteśmy przy blogach, wpisach, stronach, wiele z nich poznikało. Kto wie, może wpis: 'dziś znów linia 22 czy tam 122' może mieć negatywny wydźwięk. Może "zaufany" przełożony lub kolega przekaże taką informację i wywoła zamęt w sprawie linii, jak i podobania się. Lepiej więc niech nie piszą nic. Nasi starsi czytelnicy już drugi raz w lekturze tego felietonu powinni wspomnieć PRL. Symbolem wręcz jest tu przywołanie sceny z serialu Alternatywy 4, gdy w autobusie komunikacji miejskiej demaskowany jest docent Furman słowami: popatrz dziecko, tak wygląda kapuś. Niestety jest to jakaś forma przetrwania w dżungli, ale też źle świadcząca o strukturze zarządzającej. Układy międzyludzkie są wskazywane bardzo często przed pieniędzmi jako przyczyna złej atmosfery w MPK. Rozmawiając z kierowcami trudno nie odnieść wrażenia, że niektóre osoby na stanowiskach kierowniczych wręcz uważają to za priorytet zamiast na przykład przyjrzeniu się sprawom technicznym czy rozkładu jazdy (na marginesie za zjazd awaryjny i wyjazd innym pojazdem też są potrącenia).

   Jest to praca indywidualna, a więc obciążająca psychikę oprócz stresów wynikających z odpowiedzialności za prawie 200 osób na pokładzie oraz kilku tysięcy mijanych wielotonowym pojazdem użytkowników drogi, o rowerzystach i pieszych wszędobylskich nie wspominając. I jest to nienormalne, aby prowadzący duży pojazd z wieloma pasażerami rozmyślał o możliwych rozmowach na temat pracy jakie mogą go spotkać, a jakie już spotkały jego lub kolegów. Nie widziałem niechlujnie ubranego kierowcy, ale wymogi co do mankietów, krawatów itp. rzeczy są lekką przesadą a już kuriozalne jest karanie za to, zwłaszcza, gdy wieść niesie o kilkuset złotych za taką niesubordynację. Od kierowcy autobusu w Krakowie oczekujemy sprawnego pokonywania trasy i walki z opóźnieniem, a nie rozmyślań co, a raczej kto - tu znów odwołanie do Bareji - czai się za zakrętem. Oczywiste są kary za rozmowy przez telefon, korzystanie z urządzeń AV podczas jazdy czy stan nietrzeźwości, ale pozostałe służą chyba tylko wytrenowaniu napięcia u podwładnych. Nie dziwmy się więc odejściom z pracy i to osób z wieloletnim doświadczeniem za kółkiem. Dla młodszych, zdobywających je, bardziej dotkliwe okazać się mogą kary za uszkodzenia. Każdy posiada ubezpieczenie, z którego pokrywane są szkody. Zdarza się najlepszym kierowcom zawadzić lusterkiem, błotnikiem, listwą, ale od takich spraw jest polisa prowadzącego, a posiada ją też każdy pojazd, czy ma sens i jaki ma cel jeszcze kara za czyn? Trudno uwierzyć, że ktoś robi takie rzeczy specjalnie i rozbija narożniki autobusu o drzewa. Trudno też przypuszczać, że wstając

     Opisywana w gazetach zła atmosfera w pracy to też efekt nieuwzględniania, że każdy może mieć jakiś zwrot w planach życiowych i czasami jest mniej dyspozycyjny, albo przez lata zmieniają sie warunki rodzinne i mieszkaniowe. Dojazd z lub do zajezdni na drugi koniec o 2 w nocy może stanowić nie lada wyzwanie. Aktualne zachęty wymalowane na autobusach podkreślają bogaty pakiet socjalny i rodzinny. Wypada zapytać po co, skoro częste są problemy kierowców z powodu właśnie zmian w planach życiowych. Chyba poszukiwani są całkowicie oddani i dyspozycyjni kawalerowie, najlepiej nie mający nic przeciwko zmianie środka transportu, nie widzący różnicy pomiędzy niedzielą a środą, a także nie mający problemu z dojazdem do innej zajezdni. Headhunterom MPK polecamy zatem lekturę stawek dla prowadzących transport ciężarowy międzynarodowy, gdyż tam są podobne oczekiwania, w dodatku bez krawata. Dział planowania pracy jest bardzo często wymieniany jako żródło problemów, choć teoretycznie jest zwierzchnik komórki organizacyjnej jaką jest zajezdnia. Ale też przyzwyczailiśmy się, że teoretycznie to MPK tylko przewozi, a ZTP organizuje, kieruje i czuwa. Jak jest w praktyce to widzi każdy pasażer. Kierowcy odchodzą, od kilku miesięcy narasta problem kadrowy, od września pasażerów czekają zmiany, a zarzewie konfliktu czyli układanie grafiku pracy nie zmienia się. Nikt nie widzi, czy nie chce widzieć? Jedynie wnikliwi pasażerowie i miłośnicy komunikacji dostrzegli na przykład, że czas jazdy na kilku liniach się znacząco poprawił, na przykład 304 przyspieszył i jedzie się krócej na papierze, choć niczego nowego nie oddano z tras. Czemu? A dlatego, że dalej teoretyzując na papierze jest szansa wykonać rozkład jednym wozem mniej. Kosztem oczywiście przerwy dla kierowców. M.in. linii 304 dotyczyły niewykonane kursy, podobnie jak na 139 przy dużej częstotliwości (jeszcze) trudno to zauważyć pasażerowi. W dyskusjach społecznościowych przewija się tabelka z niewykonanymi kursami, liczba 2500 w miesiącu robi wrażenie. Czy to jest prawidłowa metoda postępowania? Wiele z nas jeździ samochodami, czasami rozprostowanie kości jest marzeniem, o potrzebie fizjologicznej nie wspominając. Na skracanie przerw na linii, na której nie ma nią szans jest niegodziwe, a papier jak wiemy wszystko przyjmie.

     Jednocześnie widać też, że nie ma problemów z obsadą, a przynajmniej widocznych dla mediów spółka KTR bazująca na pracownikach MPK, stacjonująca w wolskiej zajezdni MPK i opierająca się swoim zapleczem na byłych pracownikach MPK. Być może praca w niej jest formą premii, tego na chwilę obecną nie wiemy, ale dyspozycyjność KTR widać było od wczesnych godzin porannych, gdy omawiany konflikt jeszcze był wiosną owiany tajemnicą (słusznie drodzy krakowianie, płaćcie podatki, ale nie będziecie wiedzieć na co). Autobusy niby rezerwowe, a jednak liniowe. Skoro można pozyskac do nich pracowników, warto rozszerzyć ten sukces. Przy okazji też widać, gdzie jest miejsce pasażera rzekomo będącego w centrum uwagi, gdy na linie mniej obłożone wyjeżdża przegubowiec, a na 139 12-metrowce za brakujące brygady. Ktoś czuwa nad tym? A może tłok w 139 jest obowiązkowy jak wuzetka w Misiu? Zresztą jadące na pusto elektryki do ładowania są przedmiotem niewybrednych żartów przypominających objaśnienia z serialu Zmiennicy na temat pustych kursów. Naszym, klubowym marzeniem jest, aby choć 10% tej gorliwości w sprawie krawatów szło w faktyczne, logiczne usprawnianie tej nieszczęsnej komunikacji i stawiając na elektryki (właśnie kupiono kolejnych 18) miały się one gdzie ładować, bo na przykład porównanie z Jaworznem jest dotkliwe. Tak przy okazji do katalogu kar i szykan dopisujemy sygnał cofania, w który każdy autobus jest wyposażony. Są niestety mieszkańcy, którym przeszkadza, choć maszyny budowlane są zdecydowanie głośniejsze. Niestety, jak się dowiedzieliśmy od kierowców można zostać ukaranym też i za jego użycie bo przecież należy tak podjechać, aby nie cofać. Jest to na pewno bardzo łatwe na pętlach z ładowarkami i tabunami autobusów z brygad dwurazowych. Stawianie na elektryki zresztą jest kuriozalne, bo po pierwsze trzeba więcej brygad czego dowodem jest linia 179, a każda brygada to dwóch nowych kierowców, po drugie szukamy oszczędności, a trasy Rżąka - Bieżanów i ósemki wokół dworca kosztują trochę, po trzecie kręcenie ósemek w korkach powoduje opóźnienia. Koło się zamyka, ale tu do tematu wrócimy omawiając upadek organizatora tej usługi. Czy dalej chcielibyście pracować ryzykując karę bo trzeba cofnąć autobusem? Kto to wie, w cyrku się nie śmieje.

    Oczywiście już pojawiły się głosy oburzenia i okrzyki o dymisji prezesa. Akurat finanse MPK są na wysokich obrotach, ogromne programy kredytowe i leasingowe związane jakby nie patrzeć z najnowszym taborem w Polsce wymagają aby stery trzymał finansista, a takim jest prezes Świerczyński. Owszem, jest problem wizerunkowy, bo zarobki 33.000 w zestawieniu z dochodami kierowcy wypadają źle wizerunkowo. Jednak warto pamiętać, że jest coś takiego jak rada nadzorcza, a po stronie spółki cała struktura, w której jest mnóstwo kierowników rozmaitej maści odpowiedzialnych za takie małe działki, które omówiliśmy. Prezes nie przyjmuje do pracy, ale ma całą władzę, aby rozliczyć, dlaczego z powodu konfliktów w obszarze na przykład planowania dopuszcza się do odejścia wieloletnich pracowników. Sytuacja w MPK jako żywo przypomina inne usługi publiczne: ochrona zdrowia, szkolnictwo. Zachęca się młodzież, po czym nie daje warunków do dobrych warunków zatrudnienia. Nic więc dziwnego, że po uzyskaniu prawa jazdy, pakietów wsparcia i kilku miesiącach pracy nowo przyjęte osoby odchodzą. Opisane przez nas sytuacje nie mają jakiegoś uzasadnienia logicznego, pion kontrolny jest wyposażony niczym drogówka, nie ma też empatii w tym wszystkim, bo czasami hamowanie ogromną masą pełnego pojazdu przyniesie więcej szkód niż przejazd na żółtym świetle. Jest oczywiście też spora grupa kierowców, którzy kar na oczy nie widzieli i pracują w ciszy i spokoju. Są też takie osoby, które problem widzą we wszystkim. Dlatego najlepiej, aby próby rozwiązania punktów zapalnych odbyły się za pomocą zewnętrznych profesjonalistów zapewniających anonimowość i brak powiązań z zarządzającymi kadrą. Warto, aby próbujący mediować radni miejscy to wiedzieli, a także zdawali sobie sprawę, że podwyżka jakiejkolwiek pensji oznacza podwyżki cen biletów lub ograniczenie darmowych przejazdów, chyba że odważnie wkroczymy w bezpłatną komunikację, ale ludzi do tego brak. MPK to miejska spółka i jak każda w Krakowie ma mocno rozrośniętą strukturę zatrudnienia i spory budżet na wydatki niezwiązane z prowadzeniem pracy przewozowej. Jak w każdej zatrudnienie znajdują bliższi i dalsi krewni. W jednostkach miasta zatrudnienie znajdują też sami radni. Taki przyjazny Kraków, ale czy dla wszystkich mieszkańców? W sytuacji, gdy liczy się każda złotówka, warto się zastanowić na co ona idzie. Zapaść komunikacyjna od września wbrew zapewnieniom przełoży się na wtórne koszty: korki, pozostałe usługi publiczne. Brak też dowódcy w tej całej sytuacji i chyba to jest najbardziej widoczne. Kuriozalne skargi na sygnał cofania czy opóźnienia, gdy w klasyfikacji korkowej dogoniliśmy Łódź winny skutkować akcją medialną tłumaczącą absurd skarg, a jednocześnie działania uświadamiające, że przesiadka do zbiorkomu tylko poprawi sytuację. W obecnej sytuacji nikt w to już nie uwierzy, skoro nikt nie ma ani umocowania, ani dobrej woli, aby takie rzeczy przekazywać mieszkańcom, klientom i podatnikom utrzymującym tę usługę.

 

2022-08-21

mouset